poniedziałek, 9 czerwca 2014

IV


      Kolejne dni nie przynoszą ulgi, wręcz przeciwnie. Jesteś sama, bo Andrzej musiał wracać już do Bydgoszczy. Nie radzisz sobie, a dodatkowo napięcie między tobą a Michałem jest tak duże, że powoli wszyscy zaczynają je zauważać. Jesteś na siebie wściekła, bo przyjazd do Jastrzębia miał wiązać się tylko i wyłącznie z pracą, a obecna sytuacja jest bardzo od tego daleka. Z resztą, czy rzeczywiście tylko o to chodziło? Wiesz doskonale, że nie. Wiesz, że wyjazd z Bydgoszczy tak naprawdę był  zwykłą ucieczką. Ucieczką od wspomnień, wspólnych miejsc, które jeszcze kilka lat temu dzieliłaś z Nim…Niestety, wiesz doskonale, że te chwile już nie wrócą. Bo czasu cofnąć się nie da.
     W poniedziałek rano ze snu wyrywa cię nieznośny dźwięk budzika. Nie masz ochoty wstawać, ale wiesz, że musisz iść do pracy. Po kilku minutach podnosisz się z łóżka, po czym udajesz się do łazienki by odbyć poranną toaletę. Następnie, tuż po jej zakończeniu udajesz się do kuchni, by przygotować sobie kawę. Wstawiasz wodę, a do rąk bierzesz ciemnofioletowy kubek. Twój wzrok mimowolnie wędruje w stronę kalendarza, a kiedy orientujesz się, jaka jest dziś data, kubek wypada ci z rąk i z hukiem rozbija się o panele.
 Dwudziesty trzeci października…Jeszcze trzy lata temu o tej porze byłaś szczęśliwa. Jeszcze trzy lata temu o tej porze miałaś plany. Jeszcze trzy lata temu o tej porze kochałaś i byłaś kochana…Trzy lata. Trzy długie lata, które miały ci pomóc odzyskać równowagę, a które tylko częściowo to sprawiły. Bo w takie dni jak ten czujesz się jak potłuczony przez siebie przed chwilą kubek, jak ryba wyjęta z wody, która nie może złapać oddechu i prawdopodobnie zaraz skończy swój żywot… Nie wiesz ile czasu mija, zanim zabierasz się za posprzątanie bałaganu, który narobiłaś. Wpadasz w tak wielkie otępienie, że dopiero po pewnym czasie czujesz, że coś spływa ci po rękach. Przenosisz wzrok na swoje dłonie. Krew. Krew spływająca z obu dłoni. Nie orientujesz się, kiedy skaleczyłaś je aż tak bardzo. Najszybciej jak potrafisz wyrzucasz kawałki kubka do kosza, a dłonie wkładasz pod bieżącą wodę, uprzednio ją odkręcając. Krew nie chce przestać płynąć, a ty zaczynasz wpadać w panikę i zapominasz co powinnaś w tej sytuacji zrobić. Wpatrujesz się bezmyślnie w dłonie, z nadzieją, że sytuacja za chwilę sama się unormuje. Mijają kolejne minuty, aż w końcu – na twoje szczęście –  krwawienie udaje się zatamować. Korzystając z domowej apteczki robisz sobie prowizoryczne opatrunki, mimowolnie zastanawiając się, czy nie będzie potrzebne szycie. Masz nadzieję, że nie, bo nie wiesz jak sensownie mogłabyś to wytłumaczyć, by ci uwierzono i byś nie wzbudzała sensacji. Choć wiesz, że i tak ją wzbudzisz, bo opatrunki rzucają się w oczy.
Jesteś już zmęczona
tym dniem, a to dopiero jego początek i jeszcze cały jest przed tobą. Zerkasz na zegarek i orientujesz się, że jeszcze chwila i spóźnisz się do pracy. Zakładasz więc szybko buty, zabierasz torebkę i ruszasz w drogę.
     Docierasz do pracy, spóźniona o jakieś 10 minut. Chcesz niezauważalnie przemknąć do swojego gabinetu, ruszasz więc szybkim krokiem w jego kierunku.  Niestety, szczęście ci dziś nie sprzyja  - wpadasz na Wojtaszka.
- Anastazja, właśnie cię szukałem – mówi, po czym zauważa twoje zabandażowane dłonie.  – Co ci się stało?  - pyta lekko zszokowany.
- Potłukłam kubek, a jestem na tyle niezdarna, że gdy go zbierałam skaleczyłam dłonie – odpowiadasz, ale Damian nie wygląda jakby ci uwierzył. Czułaś, że tak będzie, spodziewałaś się tego, ale mimo wszystko jest ci przykro. – Nie musisz mi wierzyć.
- Co? Nie, ja przecież…- przerywasz mu. – Daj spokój, widzę jak jest. Skończmy ten temat, szukałeś mnie.
- Tak, właśnie.  Bardzo boli mnie
ramię. Spróbujesz coś zrobić?
- Jasne, chodź do gabinetu – mówisz i ruszasz przodem.
Droga nie trwa długo, więc już po chwili jesteście w pomieszczeniu. Prosisz Damiana by chwilę poczekał, a sama szykujesz potrzebne ci produkty. Zakładasz rękawiczki, aby nie ubrudzić bandaży. Nigdy tego nie robiłaś, ale dziś to konieczność. Uśmiechasz się słabo do Wojtaszka, prosząc go, aby ściągnął koszulkę. Po chwili nakładasz maść na dłonie i przystępujesz do pracy. Sprawnie wmasowujesz ją w bolące miejsce, dodatkowo lekko je uciskając.  Libero krzywi się, ale nic nie mówi, nie chcąc cię rozpraszać. Poza tym zdaje sobie sprawę, że tak właśnie trzeba.
Po jakimś czasie kończysz swoją pracę, zdejmujesz rękawiczki  i wyrzucasz je do stojącego w kącie kosza na śmieci.
- Pomogło choć trochę? – pytasz.
- Tak, dziękuję.
- Nie ma za co, to moja praca – mówisz, a Damian posyła ci uśmiech. Po chwili przez twoją głowę przemyka pytanie, które szybko mu zadajesz. – Trener wie, że jesteś u mnie?
- O cholera.
Wzdychasz głośno, po czym wstajesz i ruszasz w kierunku drzwi.
- Idziesz? – pytasz. – W końcu trzeba powiedzieć trenerowi gdzie jest jego zguba, zanim ktoś ucierpi.
Damian podnosi się i rusza szybko za tobą. Idziecie w kierunku hali, nie zamieniając po drodze już ani słowa. Docieracie na miejsce, a ty popychasz delikatnie drzwi i wchodzisz do środka, zwracając tym uwagę wszystkich. Starasz się tym nie przejmować, choć czujesz na sobie ich wzrok. Pociągasz za dłoń podążającego za tobą Wojtaszka i podchodzisz do wściekłego trenera.
- Zanim trener cokolwiek powie, Damian był u mnie w gabinecie. Walczyliśmy z bólem
ramienia, tylko ta gapa zapomniała o tym wspomnieć – mówisz, a trener powoli wypuszcza z siebie powietrze. – Przepraszam, mogłam pracować szybciej. – dodajesz, chcąc wziąć winę na siebie.
- Nieważne już. Następnym razem po prostu dajcie mi znać.
- Oczywiście! – rzucacie. – Nie będę przeszkadzać, gdyby coś, jestem u siebie. – dodajesz i wycofujesz się w kierunku drzwi.

                                                           ~.~
Zdaję sobie sprawę, że w tym rozdziale niewiele się dzieje, ale drobnymi kroczkami dotrzemy do punktu kulminacyjnego. :) Przepraszam także za opóźnienie, bo rozdział miał być wczoraj, ale miałam chwilę zwątpienia. Nadal mam.
Dziękuję także za wszystkie wyświetlenia do tej pory, ale chciałabym poprosić, aby przekładały się one także na komentarze, bo to motywuje i sprawia, że wierzy się w to co robi. Nie wymagam nie wiadomo jak długich komentarzy, chciałabym tylko mieć świadomość, że czytają to więcej niż dwie osoby. No chyba że tak nie jest.

Następny rozdział najprawdopodobniej w środę. :)

9 komentarzy:

  1. Chwile zwątpienia są chyba czymś normalnym. Ja też często zastanawiam się czy dobrze robię publikując swoje wypociny, no ale skoro już się zdecydowałam... to chyba nie ma odwrotu :)
    Ta data... sugerując się zakładką bohaterowie, musi być rocznicą śmierci ukochanego głównej bohaterki. Mam nadzieję, że wkrótce dowiemy się czegoś więcej.
    Za widokiem krwi nieszczególnie przepadam, więc pewnie też spanikowałabym w podobnej sytuacji. Czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię zostawiać rzeczy niedokończonych, więc chyba opublikuję to opowiadanie do końca...i na tym się skończy moja zabawa z blogowaniem. :P
      I miło wiedzieć, że ktoś zajrzał także w zakładkę o bohaterach. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Kuźwa. Wpadłam i komentuję, zaraz nadrabiam braki. PEWNIE ŻE CZYTAM, ale zaganiana jestem tymi całymi studiami, wyborami życiowymi i szukanie pracy ;) Wracam tu za jakieś kilkanaście minut i komentuję wszystko, co się pojawiło, a co ja przegapiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już. Co do poprzedniego rozdziału- NAWET SIĘ NIE WAŻ PRZESTAĆ PUBLIKOWAĆ. ;p Ja sama zawiesiłam dwa blogi, ale jak skończę ten, pewnie je dokończę. Nie rób mi tego, to tak jak pokazać marchewkę osiołkowi i mu jej nie dać. ;)
      Od tej pory postaram się komentować częściej. Nie wiem jakim cudem przegapiłam te rozdziały, może informuj mnie w komentarzach pod moimi postami? Wtedy ich nie przegapię bankowo. ;)
      Też zajrzałam w zakładkę bohaterów, a tu zdjęcie mojego ulubionego aktora... ♥
      VE. nie gadaj głupot. Ja nigdy nie jestem pewna tego, co dodaję. Na samym początku dziwnie mi się pisało, bo prawie nikt nie czytał, ale jeśli już znalazły się te 2-3 osoby, to wiedziałam, że może to nie jest takie złe. ;) Czytałam opowiadania, które były naprawdę beznadziejne, twoje takie nie jest i nie jest tak, że ci słodzę. Podoba mi się sposób w jaki piszesz i chcę dowiedzieć się, co dalej będzie między Nastką a Michałem, jeśli coś będzie. Coś więcej o jej byłym, bo jak rozumiem, umarł? I jaką rolę odegra Russell...
      PISZ I NIE GADAJ

      Usuń
    2. Skoro tak, może rzeczywiście będę w miarę możliwości informować cię pod twoimi postami. Jeśli to ma pomóc. :)
      Twojego ulubionego aktora? Patrz, jak się złożyło - to także jeden z moich ulubionych. :)
      Miło mi, że uważasz, że moje opowiadanie nie jest beznadziejne. I cieszę się, że styl pisania ci się podoba. Ja sama nigdy nie wiedziałam, czy jest dobry czy nie, więc jest to dla mnie budujące. :)
      Reszty nie zdradzę, bo fabuła wyjdzie na jaw i nie będzie zaskoczenia. :D Powiem tylko, że kiedyś wszystko się wyjaśni, ale na to będzie trzeba jeszcze poczekać. Muszę dawkować napięcie. :D
      Nie krzycz na mnie, bo się zamknę w sobie i nikt mnie nie otworzy! :P
      Ps. Czy ty porównałaś się do osiołka? :D

      Usuń
  3. Witam i dziekuję za miły komentarz !;) mysle, ze opublikuje czwarte opowiadanie, mozliwe, ze nawet na wakacjach.

    Nadrobilam rozdzialy i uwazam, ze Nastka powinna dac sie wypowiedziec Michalowi. Ewidentnie mu zalezy, a nie ma po co rozpamietywac przeszlosci. Nie mniej jednak bardzo sie wciagnelam czytajac ta historie. Będę zaglądac. ;) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. :) W takim razie zapraszam już jutro. :) I cieszę się, że myślisz o czymś nowym. :)

      Usuń
  4. Obiecuję, że nadrobię wszystko, może nawet jeszcze dzisiaj :)

    A teraz wyjątkowo, bo w środę, zapraszam na czwarty - http://serca-hipotermia.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że zostawisz jakiś ślad, w postaci komentarza, po sobie. Dziękuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam nadzieję, że jeśli nadrobisz, to historia tutaj przedstawiana Cię zaciekawi :)
      Zaraz zaglądam! :)

      Usuń